niedziela, 21 lutego 2016

Amfiteatr i...itd.

Dobry wieczór! Kopę lat, co nie? 
Tak, nadal jestem w Chorwacji. Nie, nie rozmawiajmy o tym kiedy wracam. Wrócę to wrócę, po co już dzisiaj myśleć o smutnej, szarej przyszłości?
(Ale lada dzień muszę się zacząć pakować)

LUTY 2016 - PULA

Jest sobie w Chorwacji pewne miasto. Podobno kiedyś tam nawet byłam - 15 lat temu. Niestety, pamiętam z tej wizyty tyle co... nic. 

Z Pulą to jest taki jeden mały problem. Nie wiem, czy kojarzycie, ale Pula leży na Istrii, na samym jej końcu (a Istria to jest ten wystający kawałek Chorwacji, na górze po lewej - chociaż i tak pewnie to wiecie, ale coś pisać muszę). Do Puli jedzie się z Zagrzebia samochodem 3 godziny, więc w zasadzie to rzut beretem. 

Chyba, że się jest biednym, smutnym studentem, który zostawił samochód w Polsce. 
W sumie to niekoniecznie trzeba być smutnym, ale jak się nie ma samochodu, to się jedzie 5,5 godziny autobusem. To co ma zrobić taki student, jak bardzo chce jechać do Puli, ale nie ma samochodu, a nie uśmiecha mu się tłuc autobusem (nie uśmiecha mu się i pewnie dlatego jest smutny)? 

Czeka sobie taki student, aż odwiedzą go rodzice. SAMOCHODEM! I wtedy się pakuje całą rodzinę (znaczy mamę, tatę i siostrę) i się jedzie do Puli. Nad morze się jedzie! 

I, jak to zazwyczaj w Chorwacji zimą bywa, mamy różne pory roku. Najpierw mamy zimę (bo jest luty, więc całkiem prawidłowo):









Potem, jak już się minie taki długi tunel (przez który trzeba płacić za całą drogę, mimo, że nawet nie przypomina ona autostrady...ba, nawet dwupasmówką nie jest!), mamy trochę wiosny:





Nie mamy jesieni, chociaż pewnie gdzieś by się dało ją znaleźć, ale mamy za to lato:




Tylko że w Puli wcale nie chodzi o lato, morze, plaże, kąpiele, muszelki, pamiątki i inne takie typowo wakacyjne sprawy. W Puli tak naprawdę chodzi o amfiteatr, który jest taki, że można na jego widok zrobić "wow". A potem zrobić mu zdjęcie. Zdjęcia. Dużo zdjęć. 
















(Te 14 zdjęć jednego amfiteatru to ze specjalną dedykacją dla Neli i hashtagiem typowa Helga - znaczy #typowaHelga.)

I na prawie sam koniec trochę tego co tam w Puli poza amfiteatrem słychać:










A już zupełnie na koniec coś z hashtagiem JeszczeBardziejTypowaHelga, czyli... zachód słońca (tym razem podwójna dedykacja: dla Neli, bo zdjęć jest tylko 5, z czego na jednym wcale nie ma zachodu słońca i dla Helgochłopaka, który uważa, że ja to się wcale nie znam na sztuce tylko na jeleniach na rykowisku. Bo jelenie są ładne. A te na rykowisku nawet bardzo. A te na rykowisku w świetle zachodzącego słońca to już w ogóle. A na tych zdjęciach nawet nie ma jeleni i rykowiska). 

Zachód słońca tym razem po drodze, w Opatiji i okazało się, że tam znowu było różowo (poprzednia różowa Opatija jest tutaj): 






8 komentarzy:

  1. Fajny ten amfiteatr :) i zdjęcia fajne, i wszystko fajne. Wiem, nadużywam tego słowa :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluje świetnego bloga.
    Chętnie podejmę z Tobą współpracę.
    Proszę o kontakt poprzez prywatną wiadomość lub na maila:
    info@paywin.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Widziałam swoje zdjęcia! Wiedziałam, że są na tyle dobre, że je wstawisz ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio, są tam Twoje zdjęcia? :O To przez pomyłkę :D

      Też Cię lubię, siostrusiu

      Usuń