Mam jeszcze dwa zaległe wakacyjne wyjazdy, ale miałam już nic nie pisać przed wyjazdem, bo w pokoju panuje taki chaos, że ja nie wiem, jak się ze wszystkim jutro wyrobię. Jak na razie to tylko dopisuję kolejne podpunkty do listy "zrobić przed wyjazdem". A właśnie, bo ja jutro jadę. I to tak na poważnie tym razem jadę, że aż sam plecak nie wystarczył, musiałam uruchomić też walizkę. I to tę największą.
Jadę sobie studiować. To znaczy takie chyba jest założenie programu Erasmus, a ile tego studiowania na wyjeździe tak naprawdę jest to tylko same Erasmusy wiedzą. Rodzinę, przyjaciół, chłopaka, psa, Helgowóz, mój pokój i ojczyznę zobaczę dopiero na święta. Nie to, żeby się martwiła, w sumie to pewnie wszystkich oprócz Helgowozu zobaczę wcześniej na Skypie. Taką przynajmniej mam nadzieję.
W ogóle to zapakować się na pół roku to jest jakiś koszmar. I w ogóle zapakować się na pół roku jak teraz jeszcze tam jest 25 stopni, a niedługo, to znaczy pewnie nie szybciej niż w grudniu, ale to i tak całkiem niedługo może być nawet i -10. I tym właśnie sposobem rękawiczki leżą w walizce obok kostiumów kąpielowych, japonki są przygniecione przez buty zimowe, a spodnie narciarskie zwinięte razem z koszulkami na ramiączkach. No i ten trudny wybór, co mi będzie potrzebne w ciągu pół roku? Buty do wspinaczki, buty trekingowe, buty do biegania, to wzięłam. Ale już butów do jazdy konnej nie wzięłam, a jak najdzie mnie ochota, żeby sprawdzić, jak się w Chorwacji jeździ konno?