niedziela, 25 października 2015

Zagranica zagranicy

Dzisiaj zabieram Was za granicę zagranicy, jak to ujęła M. :D

PAŹDZIERNIK 2015 - BOŚNIA I HERCEGOWINA (SARAJEWO)


Układałam sobie w głowie ten wstęp już w piątek wieczorem, jak jechałam tramwajem na dworzec autobusowy. Oczywiście już wtedy było wiadomo, że ten wstęp będzie do wyrzucenia jak wrócę. I szczerze mówiąc nawet go nie pamiętam :D

Po ośmiu godzinach w autobusie jedyne na co ma się ochotę to śniadanie i...sen. Na sen nie miałam co liczyć, zaczęłyśmy więc dzień w Sarajewie od herbaty w barze przy dworcu i wyruszyłyśmy podbijać miasto. Tylko co tu można podbijac o 7 rano? W dodatku jak jest zimno, ciemno i ponuro? No i pusto. 












Musicie przyznać, że to nie nastraja pozytywnie. Zastanawiałam się, co będziemy robić w tym mieście do 22? 
Okazało się, że wystarczy poczekać na słońce, napić się pysznej bośniackiej kawy i od razu życie wygląda inaczej.





Mogłyśmy zacząć zwiedzanie. Co Wam przychodzi do głowy, gdy myślicie "Sarajewo"? Pewnie wiecie, że to stolica Bośni i Hercegowiny i pewnie myślicie o wojnie. Tak, wojna była i widać to nawet po 20 latach. 



Niektórzy z Was myślą pewnie o Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, które odbyły się w Sarajewie w 1984 roku i tutaj minęło już nawet 31 lat, a w Sarajewie nadal widać, że Bośniacy to wspominają.


Kojarzycie Vučko? 



Tak, to właśnie ten wilk, ktory był maskotką Igrzysk w Sarajewie. Na ulicach Sarajewa można kupić kubki, breloczki, pocztówki, magnesy i masę innych różnych pamiątek i pamięteczek z wizerunkiem Vučko. 

Inni z Was na pewno pilnie uczyli się historii (czego nie można powiedzieć o mnie), więc kojarzycie Sarajewo z zabójstwem księcia Franciszka Ferdynanda, czyli przyczynę wybuchu I Wojny Światowej. Potwierdzam, to to samo Sarajewo, a oto miejsce zbrodni:





Sarajewo to miasto multi-kulti. Tu meczet, tam synagoga, za rogiem kościół katolicki, a zaraz obok cerkiew prawosławna. Na ulicach kultura chrześcijańska przeplata się z muzułmańską, z jednej strony kobiety w chustkach na głowie, z drugiej krótki rękaw i buty na obcasach,




























Mam taki film, który bardzo dobrze to obrazuje. Dokładnie w tym samym momencie rozbrzmiały dzwony i wezwania muezinów do modlitwy:


A to widoki z miejsca, w którym nagrałam ten film:










Tak, spóźniłyśmy się na zachód słońca, ale przecież tylko 10 minut! I tak było warto :D

Za to do meczetu o mały włos, a byśmy się naprawdę spóźniły. 14:55, wchodzimy kupić bilety:
- Ale wiecie, że macie tylko 5 minut?
- Przecież jest napisane, że zwiedzanie meczetu do 15:15
- Niestety, macie 5 minut.
- Dobra, zdążymy!
14:57 już w meczecie:
- Nie mogę was wpuścić, zamykam.
- Ale mamy jeszcze 3 minuty, prosimy, nie, nie prosimy, błagamy!
- Dobrze, zadzwonię do kolegi (...) ok, zdejmijcie buty, załóżcie chustki i wchodźcie, macie 3 minuty.
Weszłyśmy. Byłyśmy tam z 15 minut, a pan, który nie chciał nas wpuścić jeszcze nam opowiedział o meczecie i o tym, jak jego brat pracował w Niemczech (mieszanką bośniackiego, niemieckiego i jakichś chyba angielskich słów).





I jeszcze na sam koniec historia z dworca autobusowego.
Miałyśmy bilety kupione przez internet, postanowiłyśmy więc pójść na autobus wcześniej, żeby zająć sobie dobre miejsca do spania. No niestety, przez bramki nie weszłyśmy, zrozumiałyśmy tylko, że mamy iść do informacji. No dobra idziemy, pytamy o autobus do Zagrzebia.
- Musicie się odprawić w kasie biletowej - no niech będzie, idziemy do kasy biletowej.
- Mówicie może po niemiecku - jak na złość w naszej 6-osobowej grupie są dwie Polki, dwie Rosjanki, Włoszka i Portugalka, a Chilijka z NIEMKĄ zostały w Sarajewie jeszcze jedną noc. Co oznacza, że muszę się przyznać,
- Tak, ja mówię po niemiecku.
- Musicie się odprawić - no fajnie, to już słyszałam - to kosztuje po 4 marki za osobę.
- No ale jak to? Przecież mamy bilety opłacone, jak jechałyśmy w tę stronę to nie było problemu.
- Przykro mi, na tym dworcu obowiązuje opłata za odprawę. Nie ma odprawy, nie przechodzicie przez bramki, nie przechodzicie przez bramki, nie wsiadacie do autobusu.
- Dobrze, a co jeżeli nie mamy już marek?
- Już mówiłam, musicie zapłacić.
Niestety, marki musiały się znaleźć. I tu ciekawostka. Odprawa kosztuje 4 marki, nas było 6. Ile powinnyśmy zapłacić? Zazwyczaj to wychodzi 24...tym razem wyszło 20 marek :D
Na szczęście autobus był prawie pusty, więc poszłyśmy spać i obudziłyśmy się po 8 godzinach (zagiąwszy czasoprzestrzeń , wyjazd 22, przyjazd 5 rano) już w Zagrzebiu.

Podobno kto raz napije się wody z Sarajewa (czy ja już tego gdzieś nie słyszałam?) nigdy tego miasta nie zapomni. Ja się nie napiłam, a myślę, że i tak będe pamiętać. 

2 komentarze:

  1. No niezła historia :) Już myślałam, że się nie przyznasz do niemieckiego :P

    OdpowiedzUsuń