wtorek, 23 maja 2017

Jak wygląda majowy śnieg?

Nadeszła sesja, więc znalazłam w końcu czas, żeby coś napisać, przecież nie będę się uczyć. Od dłuższego czasu za oknem w końcu ciepło i słonecznie, więc jedziemy na narty! Znowu wspominamy zimę? No właśnie nie! Tym razem jedna z dziwniejszych majówek w moim życiu - majówka na śniegu! 

MAJ 2017 - KRAKÓW I SŁOWACJA

Witaj, majowa jutrzenko! 
W pierwszy poranek maja wstaliśmy wraz z promieniami krakowskiego słońca. Ochoczo i energicznie zapakowaliśmy sprzęt i wyruszyliśmy w stronę zachodzącego słońca na południe. Pełni optymizmu jechaliśmy poopalać się nad brzegiem jakiegoś ciepłego morza - Chorwacja, Czarnogóra, Włochy, Hiszpania - w końcu do wyboru do koloru, a maj to już prawie jak lato, a lato to słońce i plaża i trzydzieści stopni w cieniu. 

A tak naprawdę to obudziłam się, jak zadzwonił budzik. Faktycznie, krakowskie słońce nawet świeciło, ale ciężko było o ochocze i energiczne ruchy. Jakimś cudem udało mi się dobudzić resztę, zapakowaliśmy sprzęt i wyruszyliśmy na to południe. Pełni sceptycyzmu patrzyliśmy a to na słońce, a to na temperaturę, a to na zieleniącą się trawę i liście na drzewach. No pięknie, w końcu nadeszła wiosna, ale przecież my nie jechaliśmy na Słowację po to, żeby zrywać mleczyki na łąkach (nawet jakby były ostatnie w tym sezonie). 

Owszem, to był mój pomysł, żeby pojeździć na nartach w maju. Narty w maju. Brzmi super, co nie? Jeździliście kiedyś na nartach w maju? No właśnie - a ja już tak! Trzydziestego kwietnia sprawdziliśmy prognozę pogody, sprawdziliśmy kamerki na stoku. Wszystko się zgadzało: słońce, śnieg, czynne wyciągi. Pierwszego maja ekipa trochę zaczęła wątpić. Było za ciepło i za słonecznie. I w dodatku za zielono. Nawigacja pokazywała pięć minut do celu, a śniegu jak nie było, tak nie ma. Wygladało to tak nieobiecująco, że nawet zaczęłam myśleć, co zrobimy, żeby nie jechać na próżno: pójdziemy na spacer, poprzytulamy się do drzew, poszukamy niedźwiedzi albo cokolwiek. Leniwiec wymyślił kąpiel w strumyku, też spoko pomysł, chociaż na to akurat moim zdaniem było za zimno. 

Oczywiście nasze obawy okazały się niepotrzebne. Gdy zza zakrętu wyłonił się stok narciarski zobaczyliśmy śnieg, działający wyciąg, narciarzy i snowboardzistów, Z radosnym okrzykiem wyładowaliśmy nasze narty i deskę i w piętnastu stopniach, przy pełnym słońcu korzystaliśmy z ostatniego śniegu w tym sezonie (inna sprawa, że śnieg był taki, jaki może być śnieg w maju - beznadziejny. Ale czy to ważne?). Niestraszne nam było pływanie w topiącym się śniegu, niestraszne upadki (bo na przykład jakiś szalony znajomy snowboardzista w nas wjechał).








Ale tak właściwie, to jakim cudem obudziliśmy się w promieniach krakowskiego słońca i pojechaliśmy na Słowację? Nietrudno się domyślić - zapakowaliśmy się w samochód (tym razem nie był to Helgowóz) i pojechaliśmy do Krakowa do najlepszej kuzynki na świecie (i jej wypieków). Nie wiem, czy zdarzyło wam się kiedykolwiek pokonywać trasę Warszawa-Kraków, ale jeśli nie, to nie wierzcie opowieściom! Wmawiają wam, że to prosta droga? Że tylko w Radomiu korki? Że tak poza tym to w sumie jest super, coraz większy odcinek trasy już zrobiony, obwodnica Kielc, szmery bajery? Tak wam wmawiają? Nie wierzcie im! Droga do Krakowa wygląda tak:



Cztery przeprawy promami dalej dotarliśmy do odległej krainy, jaką jest Kraków i mogliśmy zajadać się pysznymi ciastkami Zuzy. Dzięki! I połazić trochę po Krakowie, w którym na szczęście niewiele się zmieniło. No może oprócz tego, że zniknęły Bulwary nad Wisłą.



Na szczęście poza Bulwarami wszystko było na swoim miejscu, tak, jak to zostawiłam ostatnim razem, jak tam byłam.


















 
 





Korzystając z okazji, że byliśmy niedaleko, skontrolowaliśmy też sytuację w Wieliczce. Oczywiście nie w kopalni, bo wiadomo, że biednych studentów nie stać na takie wycieczki, ale przecież Wieliczka to nie tylko kopalnia. Mają tutaj też na przykład czapki w lumpeksie po 2,50 zł. Mają też malowidło 3D na rynku (tylko trochę wyblakło), mają zamek i kościół. I tulipany mają, to znaczy mieli, bo domyślam się, że już przekwitły.











A na sam koniec załapaliśmy się jeszcze na trzeciomajową paradę. A chcieliśmy tylko kupić obwarzanki dla krewnych i znajomych.












5 komentarzy: