piątek, 4 listopada 2016

Budki telefoniczne i cała reszta Londynu

PAŹDZIERNIK 2016 - LONDYN


Całkiem niedawno Cebula skończyła kolejne naście lat i na swoje urodziny dostała bilet do Londynu. Jednak "naście" w jej przypadku nie oznacza jeszcze osiemnastu. W związku z tym Cebula potrzebowała pełnoletniego opiekuna. I wiecie co? Ja jestem pełnoletnia i w dodatku jestem jej siostrą! 
Tym sposobem w sobotni poranek postawiłyśmy nasze cztery stopy na londyńskiej ziemi. Pierwsze wrażenie? Jak tam jest ciepło! Startowałyśmy z Warszawy, gdzie wiatr wywiewał kurtki na drugą stronę i mroził nieodziane w rękawiczki dłonie, a lądowałyśmy w Londynie, gdzie śmiało można było się pozbyć kurtki. Drugie wrażenie? Bardzo odkrywcze spostrzeżenie Helgi: "Jak ta kobieta, która nam sprzedawała bilety na autobus, pięknie mówiła po angielsku!" Wow, niesamowite, znaleźć taką osobę w Anglii. Potem było trzecie wrażenie - kolejki, wszędzie kolejki. Kolejka do kontroli paszportowej, kolejka do autobusu, kolejka do biletomatu i tak dalej. I co ciekawsze - te ich kolejki często są poustawiane w schludny wężyk za pomocą barierek kolejkowych (hehe, tak, sprawdzałam jak te taśmy się właściwie nazywają, wygooglujcie sobie). Czwarte wrażenie było mocno nieprzyjemne, po tym jak kupiłyśmy bilety na komunikację miejską, bo byłam pewna, że zbankrutuję w godzinę. No i oczywiście piąte wrażenie - wszystko tam jest na odwrót. Kto to widział, żeby przechodząc przez ulicę, człowiek musiał patrzeć najpierw w prawo, potem w lewo i potem znów w prawo i kto to widział, żeby do autobusu wsiadać z lewej strony. 

Loty o 6:45 to zbrodnia przeciw ludzkości, o tej godzinie powinno się spać!


Na całe szczęście w Londynie miałyśmy przewodnika. Gdyby nie nasz kuzyn, to na pewno któraś z nas wpadłaby pod samochód. Albo jeszcze lepiej pod czerwony, piętrowy autobus. Za każdym razem zaskakiwało mnie, że te wszystkie pojazdy mechaniczne nadjeżdżają z zupełnie innej strony, niż się ich spodziewałam - a i tak najlepsze w tym wszystkim były ronda. Kierowcy - wyobraźcie sobie jechać po rondzie w lewą stronę, da się tak w ogóle?

Big Ben, ujęcie nr 1.

Cebula mówi, że umówiła się na herbatę z Królową Elżbietą, ale ta nie przyszła. 


Cebula dostała dziwnej obsesji na temat budek telefonicznych. Oczy jej się świeciły, jak tylko widziała budkę. Co gorsza - świeciły jej się też w sklepach z pamiątkami. No i wróciła do Polski z trzema budkami telefonicznymi (w jednej były ciasteczka, w drugiej herbata, a trzecią przypięła do kluczy) i wiecie, co mi przed chwilą powiedziała? Trzy budki telefoniczne to ZA MAŁO i ona musi wrócić po więcej. Chyba wiem, co dostanie pod choinkę. 



Trochę się nałaziliśmy w sobotę, ale zobaczyliśmy wszystko, co w Londynie najważniejsze - Big Ben miał godną sesję zdjęciową, budki telefoniczne doczekały się niesamowitych ujęć z Cebulą w roli głównej, gwardziści pod Pałacem Buckingham też mieli swoje pięć minut, Tower of London i Tower Bridge tak samo, nawet dla London Eye znalazło się miejsce na karcie pamięci (chociaż w London Eye nie znalazło się godne nas miejsce). 

Big Ben, ujęcie nr 2.

Big Ben, ujęcie nr 3. 

Big Ben, ujęcie nr 4.

Zdjęcie spod London Eye, bo na zdjęcie z London Eye nas nie stać. 

Big Ben, ujęcie nr 5.






Drugiego dnia też się nałaziliśmy, ale tym razem głównie po sklepach. Najwięcej czasu spędziliśmy...w sklepie z zabawkami. Jak już będę bogata, to kupię moim dzieciom wielką żyrafę. Tylko najpierw muszę być bogata. I muszę mieć dzieci. Na razie nie spodziewam się ani jednego, ani drugiego. Trochę czasu spędziliśmy też w Harrodsie, udając, że wcale nie czujemy się tam, jakbyśmy byli nie na miejscu i że walizka za 95 000£ nie robi na nas najmniejszego wrażenia. 









Żeby nie było, że tak na wszystko skąpiłyśmy i nic nie zobaczyłyśmy od środka. Owszem, byliśmy w Muzeum Historii Naturalnej. No dobra, wejście tam jest za darmo, ale za to trzeba odstać swoje w kolejce (oczywiście ustawionej w schludny wężyk za pomocą taśm kolejkowych - jak się nauczyłam nowej nazwy, to teraz muszę jej używać, a co! - i barierek). Cebula ponazywała wszystkie dinozaury, ten ze zdjęcia to Andrzej, podobno spoko ziomek z niego. A przed muzeum lodowisko. I choinka. Światełka na drzewach i piosenki świąteczne w głośnikach. W październiku. W temperaturze ok. 15 stopni. 

U nas jeszcze znicze, tam już Boże Narodzenie na całego.






A na dworcu czułe pożegnania...

...i uzależnienie od Facebooka.


Big Ben, ujęcie nr yyy...kolejny




Poniedziałek zaskoczył nas słońcem, więc zmęczone zakupami (13 książek! I my to wszystko potem dźwigałyśmy na naszych własnych biednych plecach. No i te 3 budki telefoniczne, wiadomo, taka budka też swoje waży) poszłyśmy poleżeć na trawie w Hyde Parku. 













Londyn jest super! Ale jak na razie nie mam pomysłu, żeby się tam przeprowadzić (nie tak jak do Chorwacji, Holandii, Hiszpanii i Nowej Zelandii). Za to Cebula stwierdziła, że zostaje - patrzeć codziennie na budki telefoniczne, czyż można sobie wyobrazić większe szczęście?

6 komentarzy:

  1. Dostanę budkę pod choinkę? Jeeej! Tylko Andrzeja, Grażynę, Sławka, Drzwisława i... kogoś jeszcze na Wigilię zaprośmy! Mama nie musi nic wiedzieć ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drzwisława szczególnie. Tak, dostaniesz budkę. Naturalnych rozmiarów.

      Usuń
  2. A jak ona się zmieści pod choinkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze to przemyślę.

      Usuń
    2. Choinka będzie stała w budce, ale Wy mało pomysłowe jesteście ��

      Usuń
    3. To ma sens, o ile choinka zmieści się do budki :P

      Usuń