sobota, 9 kwietnia 2016

"Bure świerki o góry wsparte"

MARZEC 2016 - BESKID NISKI

Wygląda na to, że rajdy z SKG już na dobre stały się częścią mojego życia. Lubię to piątkowe pakowanie, wieczorną jazdę metrem w pełnym górskim ekwipunku, zbiórki na Placu Bankowym, nawet noc spędzoną w podróży na swój sposób lubię. 

Lubię śniadanie przed wyjściem na szlak, herbatę z termosu, kabanosy i żurawinę. Mimo całej mojej nieśmiałości lubię poznawać ludzi i spotykać osoby, które znam z poprzednich rajdów. Lubię moment wyjścia na szlak, żmudne podejścia, krok za krokiem. Lubię postoje, czekoladę, po której wraca ochota na dalsze maszerowanie. Lubię zdobywanie kolejnych szczytów, a potem zejścia, kiedy znów ma się siły na rozmowę. 

Lubię obiady w schroniskach, prysznic, który pomaga zmyć zmęczenie. Lubię przebrać się w dresy i założyć lżejsze buty. Lubię krótką drzemkę i ciszę w pokoju, kiedy nikomu nie chce się nawet ruszyć ręką. Lubię wieczorne spotkania przy dźwiękach gitary i kilka godzin mocnego snu. 

Lubię wczesne pobudki, szybkie śniadanie i poranną mszę w najbliższym kościele. Lubię zmuszać się do kolejnego dnia wysiłku, słuchać opowieści o okolicy. Lubię nocne powroty, lubię zresetować umysł, lubię wrócić do domu z naładowanymi bateriami. Lubię góry.

Nie lubię tylko poniedziałków po powrocie. 


Tym razem podróż autobusem była ciężka. Wysiadłam zmęczona, głodna i zła. I jakoś tak mi się nie chciało, wszystko było nie tak. Ruszyliśmy.
I gdy tylko zaczęliśmy iść pod górę z każdym krokiem było lepiej. Po jakimś czasie ważne już było tylko to, żeby wyrównać oddech i iść dalej. 

Nasza trasa miała bardzo trudną misję do spełnienia - TOPLEZ, czyli Tradycyjny Obrzęd Palenia Lalki Emulującej Zimę. Misja, to misja, w końcu to dla dobra ludzkości. No to spaliliśmy. 



Spaliliśmy i w (teoretycznie) wiosennej już atmosferze poszliśmy dalej. Przez dwa dni zdobyliśmy kilka szczytów, w tym najwyższą po polskiej stronie Beskidu Niskiego Lackową (997 m n.p.m), zwiedziliśmy kilka cerkwi łemkowskich, w tym wpisaną na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO cerkiem w Kwiatoniu i wypiliśmy kilka termosów herbaty, w tym mój. 









Cerkiew w Kwiatoniu

Ostatnio porzuciłam trochę bloga na rzecz ogarniania życia po powrocie do Polski, ale obiecuję, że to się niedługo zmieni. Zwłaszcza, że już za 3 tygodnie czeka mnie kolejny wyjazd, tym razem w zupełnie inną stronę niż zazwyczaj. Praca licencjacka przecież zrozumie, że nie jest w życiu najważniejsza.  

6 komentarzy:

  1. Jak to praca licencjacka nie jest najważniejsza?! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra, masz mnie.

      Jedyne, co jest dla mnie teraz ważne, to praca licencjacka i nasz burzliwy związek, pełen nieprzespanych nocy, łez, ograniczeń i niezrozumienia.

      Usuń
    2. Uuu, czyżby temat na kolejny film? :P

      Usuń
    3. To zalezy kto miałby zagrać rolę pracy licencjackiej :P

      Usuń
  2. Ogarnianie życia rozpoczęte....planowaniem nowych podróży (?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od czegoś trzeba zacząć, a najlepiej zaczynać od rzeczy przyjemnych :3

      Usuń