piątek, 27 marca 2015

"Zabieszczaduj dzisiaj z nami"

No to pojechałam wiosny szukać. 

MARZEC 2015 - BIESZCZADY

Byłam już kiedyś w Bieszczadach, ale to było 10 lat temu, kiedy byłam w takim wieku, że nie rozumiałam jeszcze, o co chodzi z tymi wszystkimi górami. A teraz...chcę wrócić w Bieszczady. Na pewno szybciej niż za 10 lat.

Żebyście mogli poczuć klimat, to najpierw piosenka, z której cytat posłużył mi za tytuł.
No i obowiązkowo:
Bieszczadzkie anioły, anioły bieszczadzkie...gdy skrzydłem cię trącą, już jesteś ich bratem

Oglądając wschód słońca z okien autobusu, zastanawiałam się, po co ja dźwigam te rakiety śnieżne, jeśli w ogóle nie ma śniegu.

Wyruszyliśmy z miejscowości Smerek i jak tylko znaleźliśmy się na Połoninie Wetlińskiej, zrozumiałam, o co chodziło w komunikatach GOPRu: "W grzbietowych partiach pokrywa na ogół zmienna, kształtująca się w granicach od 20 do 60 cm. W miejscach odłożenia depozytów osiąga grubość ok. 110 cm."












W dolinach śniegu nie było, były za to Brzegi Górne, jedna z wielu miejscowości w Bieszczadach, z której nie zostało praktycznie nic. Brzegi Górne zamieszkuje jedna rodzina, która prowadzi pub i pole namiotowe. Jest tu także cmentarz grekokatolicki, na którym niestety nie zachowało się wiele pomników. 



Nigdy nie mów pierwszego dnia, że się ciężko idzie, bo drugiego może być ciężej...w niedzielę trochę nam się pogoda zepsuła, słońce odsypiało imprezę z okazji pierwszego dnia wiosny no i mieliśmy warunki takie:







Połonina Caryńska i tak była piękna, mimo, że nic nie było widać :D 
Wiatr przez dwa dni był taki, że jak dostałam mocniejszy podmuch, to bezwolnie robiłam trzy-cztery kroki w lewo. To było nawet zabawne, dopóki się nie szło granią ze sporym spadkiem po lewej :D Na szczęście nikt nie ucierpiał, raz tylko zwiało butelkę z wodą - kilkadziesiąt metrów w dół, na szczęście udało się po nią zejść i góry nie zostały zaśmiecone. 

Wiosnę ostatecznie znaleźliśmy już przy zejściu.



Zeszliśmy do Ustrzyk Górnych, gdzie w jedynej czynnej w tym czasie knajpie zjedliśmy najlepszy obiad na świecie - przy takim zmęczeniu każdy obiad jest najlepszym na świecie. 

A kawałek łóżka w schronisku...nigdzie się lepiej nie wysypiam.


Ło rany, toć bym zapomniała o standardowej porcji kiczu, coby piknie było:





I na koniec jeszcze niedźwiedź polarny.
(Pies był żywy, choć nie wygląda).



4 komentarze: